ALICJA W KRAINIE SAMOREGULACJI opowiadanie Uli Młodnickiej dla uczniów klas 1-4

Niby dzień, jak co dzień, a jednak coś było nie tak. Alicja czuła, że jest na coś zła. Nie, raczej nie była zła, tylko trochę rozdrażniona. A może tylko zmęczona? Sama nie wiedziała. Upalny, wilgotny dzień, zdawał się ciągnąć jak guma do żucia, przyklejona do podeszwy buta. Irytowały ją koleżanki w szkole, opowiadające głośno i ze zbyt wielką ekscytacją o próbie szkolnego przedstawienia. Koledzy natomiast, biegając i krzycząc na przerwie, uaktywniali jej najgorsze instynkty. Na szczęście wróciła do domu. Ale tam w sumie też nie było lepiej. Coraz to mniejsze drobiazgi wywoływały silniejsze reakcje. Hałasy ulicy, dobiegające z okna, rozpraszały ją i wywoływały jeszcze większe zdenerwowanie. Próbowała nawet coś zrobić, ale wszystkie czynności ją przerastały. Zbyt duży bałagan jak na sprzątanie. Zbyt wiele lekcji do odrobienia…

Zdecydowanie coś było nie tak z tym dniem – napięcie wzrastało. 

Postanowiła wyjść przed blok. Rodzice pozwalali jej na samotną zabawę na rachitycznym placu zabaw przed oknami. Pisk starej, odrapanej huśtawki wwiercał się głęboko w jej mózg. Upał, brak cienia i miejsca do odpoczynku spotęgowały frustrację.

Alicja miała już dość. Dość dokładnie wszystkiego. Siedziała na tej nieszczęsnej huśtawce i czuła, że właśnie zaraz nie wytrzyma, eksploduje płaczem lub krzykiem. Zakryła twarz dłońmi, próbując powstrzymać falę emocji.

Nagle poczuła, że coś małego i miękkiego uderza ją z impetem w nogę. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła niknącego w pobliskim żywopłocie białego króliczka. Zanim zwierzątko całkiem zniknęło w krzakach, spostrzegła upadający na ziemię przedmiot. Zerwała się natychmiast z piskiem huśtawki i podbiegła w to miejsce. Podniosła zgubę. Od razu zorientowała się, że to coś bardzo cennego. Ten mieszczący się w dłoni przedmiot, wykonany był z misternie rzeźbionego, ciemnego drewna. Posiadał piękne, błyszczące w słońcu, mosiężne okucia, wypolerowane od rąk przez setki lat używania. Pudełeczko posiadało srebrny łańcuszek oraz przycisk, którym Alicja natychmiast otworzyła ten antyczny artefakt. 

– Kompas?! – zdziwiła się głośno.

Wewnątrz ukazał się jej urzekający widok kunsztownie wykonanej z kości słoniowej tarczy, z finezyjnie zdobioną srebrem podziałką. Pozłacana igła kompasu chwiała się, w takt drżących z emocji rąk dziewczynki.

– Panie Króliku! Zgubił Pan kompas! – krzyknęła i niewiele myśląc, weszła na czworakach w gęstwinę żywopłotu. Czołgała się szybko długim tunelem wśród zarośli. Po chwili ścieżka skończyła się, a na jej końcu znajdowała się królicza nora. Zajrzała do niej, by w ostatnim momencie zobaczyć niknącego w ciemnościach królika. 

– Panie Króliku! – krzyknęła ponownie i pochyliła się w jego kierunku. Wtedy jej ręce obsunęły się z krawędzi jamy… Alicja ze stłumionym krzykiem runęła w czeluść.

Spadała. Ale nie było to takie zwykłe spadanie, jakiego doświadczyła kiedyś na wakacjach, gdy po wejściu na drzewo nagle znalazła się cała poobijana w kępie pokrzyw. Teraz leciała znacznie wolniej. Miała czas pobać się trochę i pomyśleć o swojej sytuacji, o króliku, o kompasie, który cały czas ściskała w spoconej dłoni. Żeby go nie zgubić, założyła łańcuszek na szyję. 

Wylądowała miękko w obszernym, pustym pokoju, wyłożonym dębową boazerią. Spojrzała w górę, sufit ginął w ciemnościach. Nie było tu nic, oprócz małych, drewnianych drzwi. Nie widząc innej drogi, Alicja pchnęła je i szybko wybiegła na zewnątrz. 

Zatrzymała się zdezorientowana, zanim jej oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła dnia. Dookoła niskie krzewy kwitły kolorowo, a soczysta zieleń wysokich traw wyraźnie odcinała się od wyłożonej szarymi kamieniami drogi, na której stała.  Nie znała tego miejsca.  Przecież przed chwilą była pod swoim blokiem! Musi przecież być niedaleko domu. Obejrzała się. Drzwi, przez które przed chwilą wybiegła, zniknęły! Zamiast nich kamienna droga biegła jeszcze kawałek, do rozdroża, przy którym stał potężny, rozłożysty dąb. 

Alicja podeszła do niego, z nadzieją, że odnajdzie jakieś znajome miejsce i będzie mogła wrócić do domu. Drzewo było monumentalne. Masywne konary zwisały nisko, dając miły cień w ten upalny dzień. Do grubego pnia przybite były jakieś tabliczki ze strzałkami.

– Drogowskazy! – ucieszyła się dziewczynka. – Może dzięki nim znajdę drogę do domu!

Pięć strzałek wskazywało pięć dróg. Alicja podeszła bliżej, aby odczytać wymalowane łuszczącą się farbą, niewyraźne napisy.

Bio… logiczny – czytała powoli ze skupieniem emocjonalny… poznawczy… społeczny… pro… społeczny. O co tu chodzi? Nic z tego nie rozumiem.

– To są drogowskazy do różnych obszarów, mały człowieku – usłyszała mrukliwy głos.

– Wiem przecież, że to drogowskazy! – oburzyła się odruchowo. – Nie jestem głupia! 

Rozejrzała się, ale nikogo nie zobaczyła.

– Kto to powiedział?! – krzyknęła nieco przestraszona.

– Sugeruję trochę więcej uważności, mały człowieku – usłyszała w odpowiedzi.

Popatrzyła w górę i zobaczyła, że nad nią, na gałęzi przechadza się kot. Wielki, idealnie czarny kot, powoli i z gracją usiadł, owijając ogonem przednie łapy. Jego masywna sylwetka wyglądała jak namalowana gęstym tuszem, pochłaniając całe padające na niego światło. Wzrok Alicji napotkał mądre spojrzenie zielonych oczu zwierzęcia, co wywołało u niego pojawienie się wielkiego, szczerego uśmiechu w miejscu, gdzie miało pyszczek. 

– Nie jestem małym człowiekiem! – żachnęła się dziewczynka. – Jestem Alicja! – zdenerwowanie wcale jej nie przeszło. Frustracja narastała znowu, wywołując fale gniewu wyraźnie wyczuwalną w jej głosie.

– Oh, bardzo Cię przepraszam Alicjo, nie chciałem Cię urazić. Ja, jak widzisz, jestem tylko grubym kotem. – to powiedziawszy, wstał powoli, przeciągnął się i… zaczął znikać! Alicja widziała, jak jego ciało zaczyna robić się przeźroczyste i szybko, począwszy od ogona, rozwiewa się aż do głowy. Po chwili z kota został tylko uśmiech, który również zaraz zniknął.

– Ej, kocie! Poczekaj! – krzyknęła za nim. Chciała dowiedzieć się, gdzie jest i przestraszyła się, że straciła możliwość zapytania się o drogę.

– Cały czas tu jestem, Alicjo – usłyszała tuż za sobą. Obejrzała się i faktycznie był tuż obok. Sięgał jej do pół uda i wciąż się uśmiechał. Już chciała skomentować to bardzo dla niej dziwne zachowanie, ale kot zaskoczył ją stwierdzeniem: – Wyglądasz jakbyś potrzebowała pomocy. Pewnie też dlatego tutaj się znalazłaś. Bardzo chętnie ci pomogę. Droga z powrotem nie będzie prosta, ale na pewno sobie poradzisz.

Noo… to prawda. Nie wiem, gdzie jestem i jak trafić do domu, a przede mną widzę aż pięć dróg. Którą mam wybrać? – przeszła szybko do meritum.

– Alicjo, już Ci tłumaczę – mruknął. – Te drogowskazy prowadzą do różnych obszarów, które możesz wybrać. Bardzo ładnie przeczytałaś: obszar biologiczny, emocjonalny, poznawczy, społeczny i prospołeczny…

– To już załapałam – przerwała zdenerwowana. – To którędy do domu? Co?

– Powoli – kot uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To nie takie proste. Musisz przejść te obszary i znaleźć w nich klucz do wyjścia – stresor, czyli coś, co Cię stresuje. Następnie ten stresor załagodzić lub jakoś zneutralizować. 

– Nic z tego nie rozumiem! – przyznała zgodnie z prawdą dziewczynka.

– Zupełnie się nie dziwię – odparł kot, przechadzając się wytwornie, z ogonem zadartym do góry. – Ale zaraz zrozumiesz. Najpierw jednak musisz sobie zdać sprawę z tego, że jesteś, jak gdyby, w swoim umyśle. 

– Gdzie?! W moim umyśle? – zapytała bezgranicznie zdziwiona dziewczynka, otwierając buzię ze zdumienia.

– Tak. Twój stres Cię tu sprowadził i to jego źródeł będziemy szukać… – odparł dziwny czarny kot i zniknął ponownie – … w tych właśnie obszarach – kontynuował, stojąc pod drogowskazami i wskazując je czernią puchatej łapy. – Obszar biologiczny, odpowiada w skrócie potrzebom ciała. Emocjonalny obejmuje sferę przeżywanych emocji. Obszar poznawczy to na przykład nasze myśli, postrzeganie, sposób rozumienia siebie i świata. Obszar społeczny jest odpowiedzialny za relacje z ludźmi, a prospołeczny za troszczenie się o innych oraz współodczuwanie ich problemów. Rozumiesz?

– Zdaje się, że rozumiem – odpowiedziała niepewnie. – Ale jak mam znaleźć te… stresory?

– Zauważyłem, że masz pewien bardzo ciekawy przedmiot, który może ci w tym pomóc – stworzenie popatrzyło na Alicję, mrużąc swoje jadeitowo zielone oczy.

– Ja? Jaki przed… – tu dziewczynka chwyciła za wiszący na jej szyi kompas. – Aaaa, to wypadło takiemu białemu króliczkowi… Biegłam za nim, bo chciałam mu oddać no i wpadłam w ten dołek…

– Tak, rozumiem. I znam Pana Królika. Zawsze się śpieszy, gubi wszystko i zupełnie brak mu uważności.  Ale ten kompas ma sporą wartość i może Cię naprowadzić na stresor. Musisz jedynie bardzo skoncentrować się na sobie i swoich problemach wewnętrznych, a on Ci wskaże kierunek.

Po jego słowach Alicja otworzyła z czcią wspaniały przedmiot. Zamknęła oczy, ściskając go mocno w spoconych dłoniach. Skupiła się na sobie tak mocno, aż krople potu spłynęły jej po czole, po czym spojrzała na błyszczącą w słońcu igłę. Poruszyła kompasem dookoła siebie, aby upewnić się, że działa; wskazywał jeden kierunek. Popatrzyła na drogowskazy i już wiedziała, w którą stronę iść.

– Już wiem! – krzyknęła tak głośno, że aż kot się wzdrygnął. – Mam iść do obszaru biologicznego! – po czym poszła szybkim krokiem wpatrzona w igłę kompasu.

– Skup się tam na swoim ciele i jego odczuciach i  potrzebach – odpowiedział uśmiech znikającego kota. 

– Potrzebach? – Alicja nie bardzo rozumiała o czym mowa.

– Tak, każdy z nas ma potrzeby, czyli wszystko to, czego potrzebuje, aby czuć się dobrze. Gdy jesteś głodna, masz potrzebę zjedzenia czegoś. Gdy jesteś zmęczona potrzebujesz odpoczynku…

– A gdy jestem niewyspana potrzebuję snu, rozumiem! – ucieszyła się Alicja.

– Tak, właśnie. Do zobaczenia, Alicjo.

Idąc drogą, Alicja doszła do starego, porośniętego mchem kamiennego portalu. Przekroczyła próg i nagle znalazła się w zupełnie innym świecie.

– To tak wygląda moje wnętrze? – zapytała samą siebie ze zdumieniem.

Wszędzie, jak okiem sięgnąć, na szerokich polach i pagórkach rozstawione były różnokolorowe oddziały potrzeb. I bodźców. Oznaczone były kolorowymi proporcami i pięknie haftowanymi chorągwiami. 

Niektóre odpoczywały w cieniu zaspokojenia, inne przemieszczały się wydeptanymi traktami. Każdy oddział był zupełnie inny, tak w strukturze, jak i wielkości, ale widać było, że tworzy jedną armię, przygotowaną do walki.

Szła powoli, nie wiedząc co robić. Nagle przypomniała sobie słowa kota. Skupiła się na sobie. Na swoim ciele i jego potrzebach. Spojrzała na kompas, igła drgnęła, więc poszła za jej wskazaniem.

Idąc, przyglądała się znakom na chorągwiach. Wiele z nich rozpoznawała: były na nich przedstawione znane jej potrzeby. Malutka Drużyna Swędzącego Nosa minęła biegiem spory Batalion Głodu, który wstawał już, sprawdzając sprzęt i powoli gotując się do wyjścia w bój. Alicja potarła nos i w tej samej chwili drużyna zatrzymała się, zarządzając postój.

Idąc dalej, ominęła szerokim łukiem śpiący, ponury Pułk Dolegliwości Bólowych. Za nic w świecie nie chciała tam nikogo obudzić, więc szła cichutko, na paluszkach. 

Odwracając wzrok od ukrytych w pobliskich chaszczach dwóch Kompanii Potrzeb Fizjologicznych, wpadła wprost na pędzący w pełnej gotowości bojowej, rozgniewany Batalion Pragnienia. Nagle zrobiło się niemałe zamieszanie. Dziewczynka natychmiast została obezwładniona i zaciągnięta do dowódcy. W dodatku, jak za dotknięciem magicznej różdżki, poczuła się jakby mniejsza i drobniejsza.

– Z jakiego oddziału jesteś?! – wykrzyczał czerwony na twarzy podpułkownik.

– Ja z żadnego, proszę pana… – odpowiedziała ze strachem. – Jestem Alicja… z Krakowa…

– To szpieg!!! – krzyknął jeszcze głośniej wściekły dowódca, aż pot wystąpił na jego czoło. – Rozstrzelać!!! Natychmiast!!!

Zmiękły jej nogi. Próbowała coś powiedzieć, jakoś się przeciwstawić, ale nie dano jej dojść do słowa.

– Masz jakieś ostatnie życzenie? – usłyszała.

Poczuła suchość w ustach. Próbowała przełknąć ślinę, ale nie mogła. Z trudem wyszeptała przerażona:

– Mogę prosić o trochę wody?

Jakiś żołnierz natychmiast wcisnął jej do ręki manierkę z wodą. Alicja łapczywie ugasiła pragnienie. Gdy opróżniła pojemnik do dna i się od niego oderwała, zobaczyła, że zachowanie wszystkich wkoło zupełnie się zmieniło. Podpułkownik z głupią miną stał spokojnie i patrzył to na nią, to na swoich podwładnych. Wszyscy wydawali się być bardzo spokojni.

– Heh, przepraszam, trochę mnie poniosło – zwrócił się do dziewczynki, drapiąc się po głowie. – Wiesz, wszyscy są troszkę rozdrażnieni w taki upał – po czym powiedział do swoich żołnierzy: – Zarządzam postój!

Alicja, oszołomiona tak nagłymi wydarzeniami, nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła na wojsko powoli rozkładające swój szpej i przygotowujące się do odpoczynku.  

– Pozwolisz, że wskażę Ci wyjście z naszego obszaru? – zapytał miło oficer. – To nie jest najlepsze miejsce dla takich małych ludzi, jak ty.

No tego było dla niej już za wiele. 

– Nie jestem wcale taka mała! – krzyknęła, aż rozległo się echo. – I chcę natychmiast stąd pójść!

– Ależ oczywiście, nie jesteś mała, najmocniej przepraszam – odparł potulnie. – Pozwól, proszę za mną.

Przeszli kawałek, po czym podpułkownik wskazał jej zakryty wojskową siatką maskującą kamienny portal. Dziewczynka bez słowa pożegnania, z obrażona miną, przebiegła przez przejście.

Wybiegła wprost pod znajome drzewo. 

– Jak to? Przecież to miało być przejście do domu. Oh, znowu jestem w punkcie wyjścia – jęknęła zrezygnowana. 

– Widziałem, że świetnie sobie poradziłaś, Alicjo. Gratuluję! – usłyszała tuż koło ucha znajomy, mruczący głos.

Obróciła się i zobaczyła wpatrzone w nią wielkie oczy znajomego kota zwisającego z gałęzi.

– Jak to widziałeś? – zapytała, marszcząc brwi – Obserwujesz mnie?

– Oczywiście, ja widzę wszystko, co się dzieje w tym świecie – odpowiedział kot, zeskakując miękko na ziemię.

– No to szkoda, że mi nie pomogłeś. – nadąsała się. – Mało tam nie zginęłam. 

– Ależ Alicjo, przecież sama sobie pomogłaś. Zresztą nic ci tak naprawdę nie groziło. Znalazłaś stresor i go zneutralizowałaś. O to dokładnie chodziło. Jak się teraz czujesz?

Noo… – zastanowiła się dziewczynka – chyba troszkę lepiej, faktycznie strasznie mi się chciało pić, ale dalej jestem z jakiegoś powodu bardzo zdenerwowana.

– W takim razie, skup się na sobie i szukaj źródła stresu gdzie indziej. Teraz poradzisz sobie jeszcze lepiej, zobaczysz – mruknął uspokajającym głosem kot i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż zwykle. 

– Dobrze, tak zrobię – odparła zmotywowana słowami kota. Otworzyła delikatnie kompas, zamknęła oczy i zaczęła myśleć o swoim zdenerwowaniu. Gdy po chwili na niego spojrzała, wyraźnie wskazywał już inny kierunek. Popatrzyła na kierunkowskazy:

– Obszar poznawczy. To wygląda na bardzo trudne zadanie – zmartwiła się. Po chwili zastanowienia dodała – Może znalazłbyś chwilkę, żeby tam ze mną pójść?

Kot zmrużył oczy i, jak to miał w zwyczaju, zaczął znikać szybciutko, jedynie jego głowa została chwilkę dłużej i odrzekła: – Z przyjemnością, Alicjo, chociaż sama też dasz sobie radę.

 

Przeszła przez drugie wrota. Świat za nimi był zupełnie różny od tego, który kiedykolwiek widziała. Rozpościerał się przed nią gigantyczny labirynt – ogród jej własnego rozumowania. 

Z osłupieniem patrzyła jak jasne, porośnięte błyszczącym kwieciem – aleje myśli logicznych rozgałęziały się, ginąc niekiedy w mroku jakiejś wiary lub przesądu, a strzeliste i wysokie jak sekwoje – najwyższe prawdy sięgały wysoko, podtrzymując wielkie, błyszczące sieci pnącz i lian rozumienia świata. 

– Piękne miejsce, nie? – rzekł materializujący się koło jej nóg kot.

Dziewczynka przytaknęła tylko głową. Wszystko wydawało się jej tutaj bardzo spójne, a zarazem chaotyczne, bliskie i znajome, jednocześnie dziwne i obce.

Weszli razem w gęstwinę labiryntu. Kompas wskazywał co prawda kierunek ich drogi, ale co chwila musieli skręcać, mijając różne przeszkody. Gdy kolejny raz trzeba było skręcić, bo jakieś rozrośnięte plątaniny wzorców zachowań, zagrodziły im drogę, zniecierpliwiona i zmęczona drogą Alicja zwróciła się smętnie do zwierzęcia:

– Jak mamy znaleźć tu ten stresor? Idziemy już tak długo i niczego nie widzę.

Kot, który do tej pory szedł tuż obok w zupełnym milczeniu, spojrzał na nią i mruknął łagodnie: 

– Kompas na niewiele się tutaj przyda. Spróbuj jakoś inaczej. Może przypomnienie sobie wszystkich szczegółów dzisiejszego dnia jakoś Ci pomoże?

Alicja zaczęła rozmyślać. Zerwała odruchowo kwiatek Koncentracji Uwagi i wyszli na rozległe Pola Pamięci. Kluczyli wśród nich, przyglądając się uważnie owocom wspomnień. Niektóre były wielkie i nabrzmiałe ważnością/ istotnością, inne znów malutkie, przytłoczone rutyną dnia codziennego.

W pewnym momencie zobaczyła, jak jeden z owoców pęka i wypełzają z niego ciemne macki powoju. Jedna z nich chwyciła ją za nogę. Zerwała ją z siebie, kłując się przy tym w dłonie. Kot miauknął i odskoczył, ponieważ nagle dookoła nich wyrosło kłębowisko ciemnych, pozbawionych liści łodyg.

– Ojej, co to takiego?! – krzyknęła.

Zwierzę, zanim odpowiedziało, zjeżyło swoje futro i fuknęło w stronę zbliżających się gałęzi.

– To Strach… Twój strach Alicjo.

Na te słowa dziewczynka zaczęła się cofać przed szkaradną rośliną. Bała się zbliżających do niej wijących pędów, które rozrastały się szybko, tworząc zamykającą się wokół niej klatkę. Już zerwała się do ucieczki, ale w ostatniej chwili usłyszała słowa kota:

– Pamiętaj, po co tu przyszłaś! 

To ją zatrzymało. „No tak. Mam pokonać stresor”. – pomyślała i stanęła naprzeciw narastającej gęstwinie Strachu.

– Ojej… – rzekła, patrząc na przesłaniającą wszystko ścianę, która trochę spowolniła swoje ruchy – Jak mam to pokonać? 

– Alicjo – kot schowany za jej nogami zrobił się półprzezroczysty, jakby gotowy w każdej chwili zniknąć. – Zawsze wygrasz jak będziesz ze sobą szczera. Pomyśl, skąd ten wielki strach się wykluł.

Zmarszczyła brwi. Już wiedziała. Strach wyszedł ze wspomnienia! Ale co to było za wspomnienie…? 

– Oh… – jęknęła, a Strach podpełzł bliżej. – Przedstawienie szkolne… 

– Taaak? – podchwycił kot.

– No, strasznie się go boję po dzisiejszej próbie – odrzekła drżącym głosem. 

– Dlaczego? 

– No bo jestem beznadziejna! – krzyknęła zrozpaczona. – Nie mogłam zapamiętać swojej kwestii i wszyscy się ze mnie śmiali… – jej brązowe oczy napełniły się łzami. – Co ja teraz mam zrobić? Wyrywać ten wijący się strach gołymi rękami? – łzy poleciały jej już na dobre, siejąc dookoła szybko wzrastające kępki bezradności.

– Alicjo, przecież mówiłem Ci tyle razy: dasz sobie radę! Musisz znaleźć tylko korzenie tego stresora. Im szybciej je znajdziesz, tym łatwiej Ci będzie sobie z nim poradzić.

– Naprawdę uważasz, że dam sobie radę? – chlipnęła. 

– Oczywiście! – uśmiechnął się kot.

Poszli więc, przedzierając się przez cierniste chaszcze, w poszukiwaniu korzeni Strachu. Powtarzała sobie cichutko w myślach, że da sobie radę, więc droga nie była aż tak trudna, jak się z początku wydawało. Może dzięki kompasowi albo po prostu intuicyjnie, trafili w końcu na niewielką polanę otoczoną grubymi łodygami. Stało na niej potężne, porośnięte złotymi liśćmi, drzewo Postrzegania Siebie. Było ono jednak przechylone – przytłoczone grubym konarem powoju Strachu, który wyrastał tuż obok. Strach wyraźnie dusił jej postrzeganie siebie. 

Podeszli bliżej. Alicja spostrzegła, że powój wyrasta z plamy błotnistej pleśni, w której dostrzegła swoją niepewność. Stała bezradnie, nie wiedząc, co ma robić. W końcu kot otarł się o jej nogi i rzekł:

– Ciekawe, że boisz się, bo jesteś niepewna siebie. Czy myślisz, że nie da z tym nic zrobić?

– Ale… Ale… Ja boję się przedstawienia. Jak mam przestać się go bać? W dodatku wszyscy się ze mnie śmieją.

– No to normalne, że przedstawienie jest stresujące. Pomyśl jednak dlaczego się śmieją – mruknął kot.

– Śmieją się ze mnie, bo się mylę i nie pamiętam co mam powiedzieć! Przecież Ci mówiłam! – zdenerwowała się po raz kolejny Alicja.

– I nic nie możesz na to poradzić?

– Nie! – krzyknęła, ale po chwili zastanowienia stwierdziła: – No jakbym nauczyła się na pamięć, to bym się nie myliła.

– O! – kot aż podskoczył z radości – Może to jest rozwiązanie! Jak się nauczysz, to dasz sobie radę!

Alicja uśmiechnęła się wesoło, chyba pierwszy raz podczas pobytu w tym dziwnym świecie.

– Tak! Już wiem! Poproszę tatę! Razem to przećwiczymy i nauczę się na pamięć! No pewnie, że dam sobie radę!

Jej słowa zmieniły otaczającą rzeczywistość. Plama pleśni natychmiast zaczęła się zmniejszać, przez co konar strachu zmalał, a jego pnącza wyschły i zaczęły się kruszyć. Drzewo Postrzegania siebie znów stało dumnie wyprostowane.

Noo, Alicjo – powiedział z nieukrywaną aprobatą kot. – Pięknie sobie poradziłaś z ujarzmieniem tego stresora.

– Ha! Dzięki! – odparła dumnie. – Ale nie pokonałam jeszcze całego strachu…

– To byłoby bardzo trudne, ponieważ Strach ma korzenie w wielu obszarach i jest zupełnie naturalnym zjawiskiem. Trzeba umieć tylko go kontrolować i to właśnie zrobiłaś.

Zadowolona i radosna przyklęknęła i wtuliła się w czerń sierści kota. – Dziękuje, że mi w tym pomogłeś – powiedziała stłumionym przez futro głosem. – A pomożesz mi wrócić do domu? Czuję, że zaczynam się robić głodna.

– Oczywiście, że pomogę. Pójdźmy na skróty aleją Rozwiązywania Problemów.

 

Znaleźli się z powrotem na rozstaju dróg, pod wielkim dębem. Alicja popatrzyła uważnie na drogowskazy i zauważyła, że pod gałęzią ukryty jest jeszcze jeden. Nie miał żadnego napisu, jedynie rysunek białego królika. Popatrzyła znacząco na kota, który skinął tylko głową. 

– Chyba czas się pożegnać – powiedziała, spuszczając oczy.

– Obawiam się, że tak. Trzymaj się ciepło, Alicjo i powodzenia na przedstawieniu! – odpowiedział kot i zniknął, pozostawiając po sobie rozwiewający się w powietrzu uśmiech. 

Dziewczynka, nie tracąc czasu, pobiegła odpowiednią ścieżką, która już po chwili zwęziła się i zniknęła w żywopłocie. Alicja weszła w tunel z gałęzi. Czołgała się chwilkę, by zaraz wyjść z drugiej strony. Jakież było jej zdziwienie, gdy okazało się, że wyszła wprost na plac zabaw! 

– Tato! Tato! – krzyknęła, wpadając do domu wesoło. – Poćwiczysz ze mną przed moim szkolnym wystąpieniem?

– No jasne, tylko skończę pisać. A co to za przedstawienie? – zapytał półprzytomnie zza komputera. 

– Oh, będziemy przedstawiać „Alicję w krainie czarów. Dostałam główną rolę i troszkę się boję.

– Nie bój się. Poćwiczymy trochę i dasz sobie świetnie radę – odpowiedział, wstając.

– To samo cały czas mówił mi kot, wiesz? 

– Znowu rozmawiałaś ze zwierzętami? Eh, Alenko… – przewrócił oczami tata. – Ej, chwila, a co ty masz takiego ładnego na szyi?

– Aaa... To taki magiczny kompas, który muszę oddać Panu Królikowi, jak go znowu spotkam. – odpowiedziała bardzo poważnie.

– Królikowi, tak? Pewnie białemu.

– Tak! Skąd wiesz, że był biały? – zapytała zaskoczona.

– Czy ty nie za bardzo wczułaś się w rolę, moja mała?

 

🔔 Przypominamy, że jeszcze możesz zgłosić swój udział w KONKURSIE, dzięki któremu JUŻ WE WRZEŚNIU otrzymasz m.in. dostęp do opowiadań URSZULI MŁODNICKIEJ, autorki bestselleru „Pinku, jesteś ważny!” dla dzieci – to świetny pomysł na ciekawe zajęcia z uczniami!